sobota, 1 lutego 2014

Dzień otwarty, klub fitness! :) + aktywność drugiej połówki ;)

Parę godzin spędzonych w kubie fitness na dniach otwartych, byłam chyba jedyną osobą, która zaliczyła wszystkie panele ćwiczeniowe :p Jako, iż pierwszy raz byłam na fitnessie muszę powiedzieć "łaał, dałam czadu" :D W jednym momencie, kiedy katowaliśmy mieśnie ud poraz kolejny oraz ramion myślałam, że wymieknę - przyznaję, ale świadomość, że wymiękają obok mnie osoby, które dopiero przyszły, były dla mnie wartościujące i motywujące :)

Co z mojego punktu widzenia? Świetnie dziewczyny prowadzą, pełnia energii, zdrowego zwariowania, mocnych i bardzo intensywnych ćwiczeń. Szacun (zwłaszcza za ilość certyfikatów, które zajęły całą ścianę w korytarzu).
Spróbowałam pysznego vegańskiego tortu, całkiem dobrego ciasta i dużo przekąsek "małych kanapeczek" (czyt. kanapka + nóż = ćwiatki :p) z hummusem, pasztetem sojowym oraz z suszonymi pomidorami), jednego z lepszych szampanów oraz koktajl bananowo sojowy :)

Do tego zgarnęłam dziwny bon na darmowy parkin przy lotnisku przy wykupie jakiejś imprezy powyżej 2tysiaków za osobę przez biuro :p Oraz miły bon do restauracji, z któreg bardzo się cieszę :)

Za mną wykłady z "baftingu" (nie chce mie się sprawdzać jak się pisze, sory :p), masażu, makijażu, posiłków vege pod kątem treningów.

Spalonych kalorii nie liczę, acz zaliczyłam:
areo fun,
interval,
zumba party,
piates + joga,
body max,
trening funkcjonalny

Bloki były 30minutowe, acz dawały wycisk (interval świetny!)

Finalnie wyszłam z planowanym karnetem w nieplanowanej cenie - 50% ;) Nabyłam 10wejściowy, bo jako jedyny miał opcję ważności 3msc. 4 wejścia się w tej opcji nie kalkulowały, bo by miesiąc się skończył a cena byłaby normalna już, więc 10 jest ok :) Niestety 12wejściowy miał tylko opcję miesiąca. Mimo wszystko nie chciałabym aby fitness zdominował bieganie :)
No i ogólnie... mała nieodpłatna reklama (no ale ludu też tu dużo nie zagląda pewno :p), ale klub Equinox ma tak pozytywne barwy wyposażenia, zakręconych trenerów (także płci męskiej!), że sama z siebie, od kiedy przeprowadziłąm się do Bielska, jakoś myślałam o tym miejscu, aż w końcu tam trafiłam. A że akurat kiedy chciałam kupić karnet, pojawił się urodzinowy dzień otwarty i nabyłam go w niższej cenie, to już rarytas :p

Wiecie co... to mnie czasem przeraża... Wiem, ze mięśnie nóg odmówią mi jutro posłuszeństwa, że logicznym jest iż musiałam wykończyc dziś organizm (te ćw serio były intensywne), ale leżąc przed chwilą na łóżki i oglądając film, poczułam sie dziwnie, ze leżę i się nie ruszam i że mam ochotę pobiegać lub poćwiczyć.................. eeeem, powinnam zdecydowanie iść już spać!

Cmok!

P.S. Drugi radosny aspekt dla mnie, to to że w tym samym czasie mąż rozpoczął korzystanie z zakupionego na czymś w stylu groupon, z karnetu na siłownię. Bardzo przyjemnie o tym mówił, o atmosferze, otwartości ludzi, "opiece" trenera (jako że był tam pierwszy raz, to facet poświęcił mu czas na omówienie ćwiczeń i ich formy), no i najważniejsze "można odpocząć... nie ma stresu, papierów i latania po urzędach a każdy witał cię podając dłoń". Dla mnie to bardzo ważne, że mąż też zaczął trening, serio tego chciałam :) Pozdrawiam Cię, jeśli to czytasz! Tak trzymaj!

2 komentarze:

  1. Oj, nie na ćwiartki - na 6! Taka manufaktura była :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam jak to opisać :p Ale to pozytywny zabieg taktyczny... ma sę wrażenie, że zjadło się dużo, a wcale tak nie było, fitnessowy myk ;)

    OdpowiedzUsuń