Dawno nie pisałam, ale wakacje to dobry czas aby może zebrać się na motywacji w sobie, zwłaszcza, że tematów nie brakuje.
Za mną mazurski spływ kajakowy - wizualny mit w mojej głowie, jakoby takie wyprawy wyglądały jak zabójcza integracja z rwącą kamienistą rzeką niczym olimpijskie przeprawy kajakowe odeszły w błogą niepamięć... ;) Serio, taki miałam obraz jak ktoś mówił mi o takiej wyprawie. Wyobraźcie sobie w takim razie ile miałam w sobie determinacji, że zdecydowałam się jechać :p
Wyjazd niósł ze sobą również inne heroiczne postawy z mojej strony jak np. noce pod namiotem. Pierwsze takie w moim życiu, o dziwo do mojego dziewiczego noclegu namiotowego podeszłam z większym spokojem niż myślałam, do czasu... gdy przed snem w panice zabiłam mucho-mrówkę! Zgrabnie uczyniłam to uderzając międzyczasie w butelkę wody, którą miał w ręku mój mąż... Zatem aby nie spać na mokrym miejscu, zmieniłam biegun swojego położenia głowy. Finalnie pierwsza noc była prawie nieprzespana, z głową niżej niż nogi i z wyobraźnią, że ciągle coś po mnie łazi. Patrzenie na zegarek z nadzieją, że będzie ranek i będę mogła już wstać towarzyszył mi częściej niż docierające do mnie dźwięki chóralnego chrapania z innych namiotów (ach, Ci mężczyźni uuuu). Na szczęście ta katastrofa skończyła się wraz z każdym innym kolejnym noclegiem, gdzie głowę miałam wyżej niż tyłek :p
Co było w trasie? Pierwsze dni przed spływem spędziłam na Stadionie Narodowym oraz w Royal Toi-Toi :p znaczy się w Łazienkach w Warszawie. Jednakże wspólnie ze znajomymi stwierdziliśmy, że my bylibyśmy w stanie "posiadać" tylko szlachetnego Toi-Toia.
Po Mazurach zawitaliśmy jeszcze raz do Wawy, tym razem do Centrum Naukowego Kopernik, gdzie faktycznie doba to za mało... A tym samym dwukrotnie odwiedziliśmy poniższy bar mleczny - pozdrawiamy panią o donośmym głosie "PIEEROGI LEEENIWEEEE"
Można by opowiadać długo. Zarzucę co jakiś czas w poście jeszcze zdjęcia krwiożerczych bestii, z którymi przyszło nam się zmagać przez ostatni czas. Na pierwszym planie łabędzie! Zapewne gdyby jedna osoba przypadkiem przed pierwszym spływem nie opowiedziała nam o "zabiciu przez łabędzia kobiety na spływie kajakowym" to byśmy z miłością przepływali obok tych ptaków. Hmm, jednakże trzeba przyznać, że miłe to one nie były i kochały na czołówkę zmierzać w naszą stronę ze śmiercią w oczach:
Reasumując zmieniłam swoje wieloletnie wyobrażenie o Warszawie "brudna, brzydka i śmierdząca" (wniosek po zwiedzaniu przelotnym, gł w relacji dworzec - wc w Pałacu Kultury - pkt docelowy)... Zauważyłam co krok piękne parki, dużo ścieżek, raj dla biegaczy chyba, których zresztą tam nie brakowało. Miejsca dla rodzin z dziećmi do spacerów i zabaw, dużo rejonu do zwiedzania, weekend z muzyką klasyczną w Łazienkach za free i wiele innych. Acz szaleńcze korzystanie z łazienki w zamkniętym Empiku też było przygodą wartą wspomnienia.. :p
Niedawno w Bielsku odwiedzili mnie także znajomi. Grillowaliśmy, weszliśmy na Magurkę (w tym miejscu przedstawiam kolejną bestię, kozła, którego poziom testosteronu przewyższał zbiór mężczyzn w klubie +18)
Zaliczony też Klimczok, na resztę, która jest związana już z podjazdem autem nie było czasu, a teraz do tego takie upały, że chyba bym zsunęła się w dół prędzej niż wyszła do góry ;)
W planach zostało morze, w 99% miejscówka już zamówiona. Dobre oferty gruponowe miały głupie terminy :( zresztą mało było takich, które i tak cenowo by nas zainteresowały. Udało się znaleźć nocleg w sezonie za 35zł wizualnie ładny wg zdjęć :p Przyznaję, że trochę burżujsko patrzyłam na pokoje, bo zamarzył nam się wyjazd w ładne miejsce raz w roku :) Zresztą ceny w większości są nieadekwatne do standardu :/ 60zł za osobę za pokój, który wygląda jak niskich lotów mieszkanie do wynajęcia dla zdesperowanego studenta :|
W kolejnym poście zarzucę nieco jedzonkiem, aby nie było zbyt długo :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz