poniedziałek, 16 lutego 2015

Sklepowa kolacja przedwalentynkowa i fitness;)

Dziś na przekór bardzo sklepowe danie ;) Jako, że mąż ma tendencje do chorowania w dniu walentynek, więc mogę uznać, że ta piątkowa kolacja była tą "lovuśną" :p

Poniżej zakupione w Piotrze i Pawle sushi, które dla odmiany tego biedronkowego, było bardziej różnorodne i zawierało coś "surowego" a nie tylko wędzonego :p Nigdy nie kupowałam japońskiego specjału w sklepie, ale parę dni wcześniej mąż zafundował mi taki poczęstunek :) Miła niespodzianka, skuszona promocją, ale fajnie było razem zjeść nieplanowane sushi. Co prawda to ZDECYDOWANIE nie to samo co zamówienie w knajpce - ryż zimny, twardszy, ale nie było źle, było pysznie, bo zjedzone wspólnie przy świecach:) Tym tropem gdy zobaczyłam w P&P zestaw, zaszalałam i kupiłam. Cena podobna, a ciekawsze rzeczy w środku :) Do tego wzięłam niewydarzony "lunch grecki", który był w 85% kapustą pekińską :p Ale przy podrasowaniu jej, była dobrym i zdrowym uzupełnieniem kolacji nr 2. Do tego sok marchewkowy i różnorodność na stole w pełni, wręcz międzykulturowe klimaty japońsko-grecko-polskie (no co, niech będzie, że marchewki, to polski klimat :p).

OPCJA BIEDRONKOWA

OPCJA PIOTROWO-PAWEŁKOWA ;)




No ale do rzeczy, aby było romantycznie, to 14 lutego pokazałam swoją miłość do sportu i zawitałam na evencie w fitness klubie :) Było super, zumba świetna (mocna, aktywna i szło się zmęczyć - brawo! Ogólnie miałam obiekcje, czy jest to działka, która może faktycznie wpływać na sylwetkę. Dużo osób mówiło o zumbie, a ja wcześniej miałam głównie możliwość uczestniczenia w "takich se" zajęciach, jeśli oceniać poziom zmęczenia . Bardziej rozgrzewka :p Ale tym razem było mega żywiołowo i super :))!). Do tego aerobik i, dla mnie zupełna nowość, step. Ciekawe doświadczenie, cieszę się, że mogłam zapoznać się bliżej ze "stopniem" w fitnessie :) Nie powiem, pokazał się stopień trudności w zapamiętaniu ruchów w zupełnie innej formie. Ale finalnie dałyśmy wszystkie radę ;) Brawa dla Dorotki, świetnie poprowadziła zajęcia. 
A ja na nich w roli matki? Zabraliśmy się z mężem i Martynką wspólnie autkiem, tak aby być ok 30min. wcześniej. Nakarmiłam Małą na miejscu, aby łatwiej mi się hycało z pustym mlecznym bufetem. Mąż posiedział i pobawił się z Dzidziostworkiem, a ja w tym czasie szalałam przed lustrami. 
Czekam na nowy grafik w klubie i mam zamiar wykupić karnet. Myślę, że zaowocuje to wbrew pozorom tym, że będę miała więcej czasu w ciągu dnia na inne rzeczy. Trening + przygotowania, to jedno spanko Martynki, kolejne to spacer, a kolejne, robienie obiadu lub (jeśli zdążyłam wcześniej) drugi spacer :p A gdy wyjdę wieczorem, to może uda mi się zagospodarować jedną drzemkę na coś innego, o! A przynajmniej tak się oszukuję :p

I wiecie co... zupełnie inaczej pracuje się poza domem... Teraz wyszłam z domu z laptopem do miejsca, gdzie jest wi-fi, nic mnie nie odciąga. Nie muszę robić obiadu, sprzątać, czy iść do Małej, bo mąż cały dzień umiera z katarem prze TV (taaaaa... Żony, znacie to, nie?) :ppp Tylko ja jestem taki lol, że zapomniałam zabrać aparatu, aby zrzucić zdjęcia, więc post pojawi się nieco później ;) A miałam się zająć różnymi zdjęciami...
Jej, a poza tym, to świetny relaks! Chcę też aby ten czas macierzyństwa zaowocował moim rozwojem, mam parę planów i nadzieję, że się uda! Przez dwa lata małżeństwa, inwestowałam czas i plany dnia w rozwój męża, teraz pora na mnie :)

Pozdrawiam ciepło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz